Portret

Epitafium dla Halinki

 

Epitafium dla Halinki„ Halinka była Viceprezeską Stowarzyszenia Amatorów Plastyków w Tomaszowie Maz. W latach 2004-2006 . Wspaniała dziewczyna, bardzo zaangażowana w działalność SAP-u. Pełna optymizmu i dobrej rady dla każdego kto jej potrzebował. Sama również była wdzięczna za każde dobre słowo. Portret jej zrodził się w mojej głowie jako wotum dziękczynne dla Niej . Pojechałyśmy do Jaworek z Tadeuszem Bińczykiem na rekonesans, bowiem zamierzałyśmy zorganizować plener malarski właśnie w Jaworkach u Tadeusza. Dysponował domkiem letniskowym pięknie położonym na zboczu niewysokiej góry, z której roztaczał się widok na całe Jaworki i prawie całe Pieniny z w pogodne dni doskonale widocznymi szczytami Trzech Koron i Tatr. Był to w życiu Halinki pierwszy przyjazd w góry. Niestety pogoda niezbyt pobłażliwie nas potraktowała, chłodno, bardzo ponuro i mgliście, jeszcze chłodne kwietniowe dni. Ograniczony czas wyjazdem następnego dnia w powrotną drogę wymusił na nas wejście na ten szczyt. Szłyśmy wytyczoną kamienną ścieżką . Radość Haliny była tak emocjonalna, że trudno ją opisać. Widziała po drodze wszystko co się na niej pojawiło, każda roślinę budzącą się do życia, każdą jaszczurkę o mały włos salamandrze nadepnęła na ogon co wywołało przerażenie ze łzami w oczach. Jej wrażliwość na wszystko nie pozwalała i mnie patrzeć obojętnym wzrokiem podsyconym jej emocjami, które wręcz zarażały . Kiedy wreszcie weszłyśmy na szczyt, Halina prawie rozpaczliwym tonem powiedziała „ Boże raz w życiu mam okazję zobaczyć góry , a Ty Boże mi ją odbierasz zaciągając chmurami całe niebo”. Przytuliła się do pnia drzewa mówiąc „ Boże proszę, Boże proszę, pozwól mi na chwilę szczęścia” . Muszę przyznać, że odebrało mi mowę, kolana osunęły mi się na skalne podłoże, bo wyszło słońce, tak jasne , że trudno było w nie patrzeć chociaż było sporo przed południem. Zachwyt jej nad ukazującym się szczytem Trzech koron był tak ogromny, że jej również odebrało mowę. Pokazały nam się góry po sam widnokrąg. Widać było szczyty Tatr. Jak sen na jawie, bo trwało to zaledwie 10 minut. Halina się rozpłakała. Jej słowa bardzo mną poruszyły: Bóg pozwolił zobaczyć mi góry” Przytuliła się do tego samego drzewa i powiedziała „Boże dziękuję Ci. Już nie będę miała okazji ich zobaczyć”. Nie mogłam pojąć czemu tak mówiła, przecież miała przyjechać na plener. I owszem wróciła za kilka miesięcy do Jaworek na kilkudniowy plener. Namalowała piękne obrazy. Nikt jednak nie wiedział, że Halinka była ciężko chora, umierająca. Z biegiem czasu choroba nasilała się, nie mogła jeść. Usiłowałam jej pomóc, ale nie oczekiwała pomocy, chciała odejść. Nie była szczęśliwa, była sama. Był to nowotwór złośliwy. Zupełnie świadomie przeżywała tę straszną chorobę wiedząc o końcu który nadchodzi. Halinka była pięknym objawieniem, bardzo zdolnym, wrażliwym dobrym i kochającym. Często sama nie umiała przyjąć miłości wdzięczności od tych, którzy ją obdarowywali. W mojej pamięci pozostała tą, która umie rozmawiać z Bogiem tam na szczycie, i kiedy schodziła z niego lekko z rumieńcem na twarzy , radosna i jakby nie szła sama . Byłam Nią oczarowana. Niestety nie minął rok i odeszła od nas. Nie było osoby w Stowarzyszeniu Amatorów Plastyków, które nie darzyły by Ją szacunkiem i bardzo ciepłymi uczuciami. Ta dwugodzinna wycieczka i jej gorące pragnienie były inspiracją do namalowania „Epitafium dla Halinki”.

Ein Epitaph für Halinka "Halinka war in den Jahren 2004-2006 Vizepräsidentin des Verbandes der Amateurkünstler in Tomaszów Mazowiecki. Ein tolles Mädchen, sehr involviert in die Aktivitäten von SAP. Voller Optimismus und guter Ratschläge für alle, die es brauchten. Auch sie selbst war für jedes nette Wort dankbar. Ihr Porträt entstand in meinem Kopf als Votivgabe des Dankes an sie. Wir sind mit Tadeusz Bińczyk zur Erkundung nach Jaworki gefahren, weil wir vorhatten, in Jaworki bei Tadeusz ein Freilichtgemälde zu veranstalten. Er hatte ein Sommerhaus in schöner Lage am Hang eines niedrigen Berges, der den ganzen Jaworki und fast die ganzen Pieninen überblickte, mit perfekt sichtbaren Gipfeln von Trzy Korony und dem Tatra-Gebirge an klaren Tagen. Es war Halinkas erste Reise in die Berge ihres Lebens. Leider hat uns das Wetter nicht sehr nachsichtig behandelt, kalt, sehr düster und neblig, noch kühle Apriltage. Die begrenzte Zeit, die uns am nächsten Tag blieb, zwang uns, diesen Gipfel zu besteigen. Wir gingen den markierten Steinweg entlang. Halinas Freude war so emotional, dass sie schwer zu beschreiben ist. Unterwegs sah sie alles, was auf ihr erschien, jede Pflanze, die zum Leben erwachte, jede Eidechse fast ein Haar am Schwanz des Salamanders, was mit Tränen in ihren Augen Schrecken auslöste. Ihre Sensibilität für alles erlaubte mir nicht, gleichgültig mit ihren Augen zu schauen, angetrieben von ihren Emotionen, die mich sogar ansteckten. Als wir endlich den Gipfel erreichten, sagte Halina fast verzweifelt: „Gott, einmal in meinem Leben habe ich die Gelegenheit, die Berge zu sehen, und Gott, du nimmst sie mir, indem du den ganzen Himmel mit Wolken bedeckst.“ Sie umarmte den Baumstamm und sagte: "Gott bitte, Gott bitte, lass mich einen Moment des Glücks haben." Ich muss zugeben, dass ich sprachlos war, meine Knie fielen auf den felsigen Boden, weil die Sonne herauskam, so hell, dass es schwierig war, sie anzusehen, obwohl es schon lange vor Mittag war. Ihre Bewunderung für den erscheinenden Gipfel der Drei Kronen war so groß, dass auch sie sprachlos war. Berge bis zum Horizont wurden uns gezeigt. Man konnte die Gipfel der Tatra sehen. Wie ein Tagtraum, weil er nur 10 Minuten gedauert hat. Halina schrie auf. Ihre Worte berührten mich sehr: Gott hat mir erlaubt, die Berge zu sehen.“ Sie umarmte denselben Baum und sagte: „Gott, ich danke Dir. Ich werde sie nicht mehr sehen können. Ich konnte nicht verstehen, warum sie das sagte, denn sie sollte ins Freie kommen. Und ja, sie kam in ein paar Monaten für ein paar Tage im Freien nach Jaworki zurück. Sie hat wunderschöne Bilder gemalt. Niemand wusste jedoch, dass Halinka schwer krank war und im Sterben lag. Im Laufe der Zeit verschlimmerte sich die Krankheit, sie konnte nichts essen. Ich versuchte ihr zu helfen, aber sie erwartete keine Hilfe, sie wollte gehen. Sie war nicht glücklich, sie war allein. Es war ein bösartiger Tumor. Sie erlebte diese schreckliche Krankheit bewusst und wusste um das bevorstehende Ende. Halinka war eine wunderschöne Offenbarung, sehr fähig, sensibel, gut und liebevoll. Oft war sie selbst nicht in der Lage, die Liebe der Dankbarkeit von denen anzunehmen, die sie gaben. In meiner Erinnerung blieb sie diejenige, die dort oben mit Gott zu reden weiß, und als sie leicht und mit Röte im Gesicht davon herunterkam, war sie fröhlich und als ob sie nicht alleine ginge. Ich war von ihr verzaubert. Leider ist weniger als ein Jahr vergangen und sie hat uns verlassen. Es gab keine Person in der Association of Artists Amateurs, die sie nicht respektierte und keine sehr warmen Gefühle hatte. Diese zweistündige Reise und ihr brennendes Verlangen waren die Inspiration für das Gemälde „Epitaph für Halinka“.

 

Pin It

telefon: 606 92 40 23